Mordarka
- kwatera polowa Legionów Polskich, po zmroku 7 grudnia 1914
- Jak tam Panowie, wiecie już z nazwiska, kto po
tych dwóch dniach dalej z nami nie pójdzie - zapytał z wyraźnym zgorzknieniem
Piłsudski, odpalił papierosa i zwrócił sie do gospodarza u którego w
chałupinie dziś przebywał wraz ze swoimi oficerami:
- Dzięki wam ojczulku, że chcieliście nam napalić.
Ale dziś nie możemy bo jeszcze dymy Moskal zobaczy i zacznie z armat do nas
strzelać. Wiem, że ciężko, ale bez większego ognia musimy się dziś obejść - po
tych słowach odprowadził wzrokiem gospodarza, który poszedł do drugiej izby,
gdzie przy zwierzętach grzała się cała jego rodzina.
- Belina mówił, że Jabłocki nie wrócił - zagadnął
jeden z oficerów, ale Piłsudski tylko się uśmiechnął.
- O dłubinoska ze Zwierzyńca bym sie nie martwił.
Pewnie lada dzień wróci do nas w przebraniu chłopskim, albo żebraczym jak to pokazywał
nieraz - tu wszyscy strzelili salwą śmiechu, a Komendant kontynuował:
- Brakuje tu wśród nas Milki, to jest panowie
strata. Będę musiał jak sie to skończy jakieś pismo o jego odwadze do
wszystkich sklecić - tu zamyślił się, a po chwili zapytał:
- A wy Panowie, jakieś wnioski? Sugestie?
- Zrobiliśmy kawał dobrej roboty - zaczął
Wieczorkiewicz od piechurów - ale trochę się cieszę, że nie mieliśmy za dużo
sposobności by walczyć na bagnety, bo... Mam wrażenie, że po tamtej stronie tym
razem jest wielu rodaków.
- Cholerna wojna – rozsierdził się Piłsudski - dziś
nie możemy mieć skrupułów, chociaż przyznaje, że straszną cenę będziemy musieli
zapłacić za wolną Polskę - zamyślił się, a po chwili zmienił temat wyraźnie nie
chcąc ciągnąć poprzedniego.
- A co słychać za nami?
- Wydaje mi się, że bardzo doceniają to cośmy przez
te dwa dni zrobili - rzekł Brzoza – planują okopy i linię obrony przez to
wzgórze Jabłoniec.
- Mam nadzieje, że odeślą dla złapania oddechu -
wtrącił Wieczorkiewicz, ale dalsza dyskusja juz nie miała być rozwijana, bo do
izby wpadł pierwszy z koniarzy - rotmistrz Belina,
- Obywatelu Komendancie jakieś fircyki szukają
dowódcy - wprowadzić?
- Belina, ja myślałem, że fircyki to tylko u ciebie
- zażartował Piłsudski i dodał - wprowadzić!
Do pokoju weszło dwóch oficerów, najprawdopodobniej
z polskiego landszturmu. Ubrani w cesarskie mundury, zdawało się, że z
wyższością spoglądają na szarość legionową. Ale niestety to nie było tylko
wrażenie. Gdy dostrzegli Piłsudskiego długo ociągali się z oddaniem mu honorów,
nikt z zebranych nie miał okazji poznać ich godności. Coś wydukali z siebie i
przekazali, że są do dyspozycji tutejszego dowódcy. Piłsudski usłyszawszy tę
mowę po prostu grzecznie podziękował informując, że teraz niestety już posiłków
nie potrzebuje. Nadęci goście obrócili się
na piętach i wyszli z chałupy. Ale to szarogęszenie się rozjuszyło oficerów
Komendanta. Wstali jak jeden i poszli na zewnątrz by jak to się wyrażali: "Nauczyć
gości żołnierskiej dyscypliny". Wypadli na zewnątrz w podwórko. Tu
postanowili jednak oddać inicjatywę znanemu z ułańskiej fantazji Belinie. Ten
wyjął papierosy, puścił uśmiech spod czaka i zagadnął do wsiadających na konie
gości. Ale nie do oficerów, tylko do towarzyszących im dwóch szeregowców z
obstawy:
- Papieroska obywatele? Proszę - poczęstował żołnierzy,
ale ci wyraźnie speszeni obecnością przełożonych odmówili.
-Muszę przyznać, ze musicie być ciężkimi podwładnymi
dla swoich przełożonych, bo aż zapominają o kulturze oficerskiej,
- O co Panu chodzi?! - odezwał się oburzony starszy
rangą oficer, ale Belina niewzruszenie kontynuował do żołnierzy.
- Takie z was ładne wojaki, a wasi oficerowie nawet
się nie umieją przedstawić wyższemu stopniem.
Po
tych słowach oficerowie landszturmu wyraźnie zdenerwowani zeskoczyli z koni i
chcieli przystawić się do Beliny. Nie zdążyli jednak dobiec do niego, bo już
leżeli w śniegu otoczeni przez oficerów legionowych. Z kolei szeregowcy landszturmu
chcieli najpierw rzucić się na pomoc swoim przełożonym, ale jedno słowo Beliny,
a właściwie rozkaz: "baczność" wyznaczył ich rolę w tym konflikcie.
- Staniecie przed sądem polowym za wszczynanie
rozruchów i obrazę majestatu oficera szaraki - syknął starszy rangą oficer.
- Ale razem z wami Panowie, bo też i wy bez winy nie
jesteście - odpowiedział Wieczorkiewicz,
- Raczej bez kultury - dopowiadali inni, a
podsumował wszystko Belina:
- Uważajcie bo szarak może wcale nie być zającem,
ale kąsającym wilkiem. Zresztą czas już na Panów - a potem zwrócił sie do żołnierzy:
- Spocznijcie Panowie i uważajcie na przełożonych,
bo Moch sie po nocy pałęta.
Landszturmiści odjechali w ciemność. Pycha, złość i
poniżenie jakiego doznali oficerowie rozrywała ich tętnice, a jeden z nich
warknął na żołnierzy:
- Jeśli się to rozniesie to was osobiście zabiję –
poczym zapadła cisza, która nie trwała długo.
- Liptok wracaj do tego koniarza i powiedz mu, że
żądam satysfakcji - jedz natychmiast.
Marian wrócił pod chałupinę, gdzie ostatni do środka
wchodził Belina. Zauważył on żołnierza i wyszedł mu na spotkanie.
- Co jednak zdecydowałeś się na tego papieroska?
- Podporucznik kazał powiedzieć, że chce od Pana
satysfakcji.
Belina
zaśmiał się i odpowiedział:
- Tacy beznadziejni oficerowie, musi być wam ciężko
żołnierzom pospolitakom. Trzeba było do nas szaraków.
-Myślałem, ale... I teraz mam za swoje. Muszę
walczyć wśród takich.
Belina dostrzegł sentyment w oczach chłopca:
- No to
przejdź to nas.
- Może kiedyś. Dziś bitwa i nikt na takie wycieczki
nie pozwoli. Może kiedyś.
- Nadawałbyś się obywatelu. Powiedz twojemu przełożonemu,
ze ma z tym pojedynkiem wybujała fantazję, nawet my koniarze takiej nie mamy. A
po wojnie w wolnej Polsce nie będziemy mieć czasu na takie bzdury. Zresztą, czy
dożyjemy.