Kanina
- kwatera polowa 57 modlińskiego pułku piechoty Imperialnej Armii Rosji, 7
grudnia 1914 po zmroku
- Wiecie co kompani, dobra wioska. Mam nadzieje, że
się tu dłużej zatrzymamy.
-Lepiej w stodole niż w polu.
- A wy kto?
Nagle
spokojna rozmowę grupy żołnierzy rosyjskich ważących strawę w jednej z kaninskich
stodół przerwało przybycie konnych. Wiedzieli, że są to towarzysze Rosjanie,
ale na pewno nie z ich pułku.
- Spokojnie my przyjechali z naszym oficerem na
naradę do waszego pułkownika. My z 60 zamojskiego - odpowiedział jeden z dwóch
barczystych nowoprzybyłych.
- A to jedna dywizyjna rodzina. Siadajcie bo my
dopiero wkroczyli do tej wioski i się urządzamy - zapraszał starszy wojak,
widać przełożony reszty siedzących w stodole, a potem huknął:
- A skocz no który
do gospodarza i przynieś wszystkie pierzyny jakie mają.
- A co wy tu tacy grzeczni wobec miejscowych - zripostował
jeden z gości - Niech tu jadła przynoszą. Pewnie pochowane mołodice mają. Dawać
je, będzie cieplej spać.
- Aaaa - wyjąkał starszy - to też ...
- Co oficerzy pilnują?
- Oficerzy i Polaczki.
- Co macie Polaczków?
- Stoją we dwie stodoły dalej. A zresztą ja już za
stary na dziewki. Ja współczuje Polaczkom. Wchodzą do obcego kraju, a tam...
Polaczki... i jak tu skubać i używać.
- Wy tu uważajcie z tymi Polaczkami. Przez dwa dni
biliśmy się z takim, podobno tez Polaczkami, w szarych mundurach. Mało tego
nasze Polaczki zaczęły coś marudzić. A jeden to ... cholera jasna, trzepie mnie
jak wspomnę - zabił nam towarzysza. Igor się nazywał. Polaczek zabił go i
chciał uciec do szarych. W porę myśmy go odstrzelili.
Nagle rozległ sie głos oficera.
- Szeregowi Wasyl Pietrowicz i Borys Kurniłow do
mnie.
Nowoprzybyli poznali głos przełożonego
- No to my posiedzieli - powiedział Borys i wyszedł
z kolegą do wzywającego ich oficera, a ten gdy ich zobaczył rozkazał:
- Stać mi tu pod drzwiami i nie ruszać się. W każdej
chwili możemy stąd wyjeżdżać i nie będę was szukał - powiedział i wszedł do budynku
plebani, gdzie rozłożył się kwaterą pułkownik Bierezowski, dowódca 57
modlińskiego.
Sam
pułkownik właśnie kończył późny obiad zapodany przez gospodarza. Adiutant właśnie
rozkładał mapy. Miała odbyć się narada z udziałem przedstawicieli wszystkich
pułków 15 –tej dywizji. Swoje wytyczne miał przywieść również z Sącza wysłannik
generała Orłowa - dowódcy całego VIII Korpusu. Narada miała dotyczyć dalszego
szturmu w kierunku zachodnim.
Sasza Biełtanow - jeden z oficerów 60 zamojskiego
stanął przed Bierezowskim, zasalutował i przedstawił się.
- A 60 -tka - wymamrotał Bierezowski - co tam u
pułkownika, nie chciał wpaść do nas.
- Jest u Orłowa w sztabie.
- No ja się nie dziwię. Już dwa dni się tam
gramolicie na prawym skrzydle. Już powinniśmy dziś siedzieć w tej Limanowej na
cieplutkiej plebani i planować jak dobrać się Niemcom do tyłków. Co to z wami
było. Słyszałem, że jakieś Polaczki się do was dobrały.
- Oddział utworzony z naszych poddanych z Litwy i
Królestwa - bardzo zażarci.
- Zażarci? Ja bym takich od razu wieszał za zdradę -
tu się trochę opanował i zaczął łagodniej - No dobrze, rzeczywiście zażarci. Nam
tez napsuli krwi. Ale jutro już chyba się to odmieni. Popracujemy armatami.
Polaczków może nie będzie. Węgrów sie odprawi. Bylebyśmy przed potyczką z
Niemcami się nie wymęczyli.
- Polaczki mogą jeszcze być - odważył się Biełtanow
- szarych mogą obsadzić w okopach, albo obsadzić pewien odcinek miejscowym
landszturmem.
- A ten landszturm to taki bitni jak szarzy.
- Dziś ich widziałem i dawali radę, ale...
- Ale co? - zainteresował sie Bierezowski.
- Jakby puścił do nich w straży przedniej naszych
Polaczków to może zmiękną.
- Pomysły. Słyszałem, że wasze Polaczki w obliczu
szarych zaczęły marudzić.
- Tak, ale warto spróbować. Pojadą z Polaczkami
jakieś pewne karabiny oddane carowi i w razie czego....
- Podobasz mi sie panie oficerze... Oto jedyne
sensowne ustalenie dzisiejszej narady.
- Przecież
się jeszcze nie zaczęła – zdziwił się Biełtanow.
- A skąd ty jesteś panie poruczniku. Nasz gość od
Orłowa przywiezie pięknie zaklejoną kopertę, a tam własnoręczny rozkaz wodza:
„Oszczędnie używać armat i rzucać tyralierę za tyralierą” Ja liczę, że chociaż
Orłow jakąś butelczynę przyśle z okazji awansu, który od wczoraj konsumuje. Po
tych słowach pułkownik zakrzyknął na adiutanta:
-Wysłać Polaczków, którzy stoją w stodole na zwiad,
dziś jeszcze. Młoda godzina. O piątej spać się wybierają – a po chwili dodał –
Nasi też niech będą w gotowości. Jak przyjdą armaty musimy jeszcze dziś nimi
trochę popracować.